czwartek, 27 czerwca 2013

9. "Myślisz tylko o sobie".

 Max's Pov

"Mój tata jest policjantem."

Że co kurwa?! Gorzej już chyba być nie mogło. Z rodziną policjanta jesteśmy zmuszeni ponieść porażkę. W tej branży nie ma miejsca dla glin. Ta laska nie może przebywać w naszym towarzystwie. Jej ojciec w końcu zaciekawi się tym, że Anne ma przyjaciółkę. Będzie chciał ją poznać, co w skrócie prowadzi również do poznania nas...Nixon. Najlepsze jest to, że nie raz byłem na przesłuchaniach, całkiem możliwe, że znam jej ojca, a on zna mnie. Nie oszukujmy się. Wszyscy wiedzą, że stoję za większością zbrodni w tym mieście, ale nie ma dowodów...nie ma zbrodni. Jej ojciec może chcieć zrobić z niej wtyczkę w naszym gangu, a  ona będzie przekazywać wszystkie informacje policji. Niestety, ale nie mogę pozwolić na to by ta przyjaźń nadal trwała.
-To do zobaczenia jutro w szkole.-z zamyśleń wyrwał mnie głos Megan.
-Przyjadę po Ciebie. Do zobaczenia.-pożegnały się, po czym Anne zniknęła w ciemności.

Megan stała przy drzwiach jak wryta. Nie miała odwagi by do nas podejść. Wiedziałem, że czuję się winna z tego powodu, że ściągnęła na nas rodzinę gliniarza. Nie miałem jej tego za złe w końcu ona też o tym nie wiedziała..tak myślę.
-Siostra, siostra... powiedz mi teraz co ja mam z tym zrobić?-podrapałem się po głowie.
-Hah. Masz zamiar coś z tym robić? Najlepiej zostaw to w spokoju i zajmij się swoimi sprawami.
-Nie zapominaj, że rozmawiasz ze starszym bratem, który się tobą opiekuję.-nieco podniosłem ton.- Zrozum Meg, że nie mogę mieć w swoim pobliżu córeczki policjanta!
-Ale kto mówi, że ona będzie w twoim pobliżu? Przecież jak ostatnio sprawdzałam to była moją przyjaciółką, a nie twoją.-uśmiechnęła się złośliwie.
-Boże, nie utrudniaj mi tego.
-Ale czego?
-....Masz nie utrzymywać z nią żadnych kontaktów. Zrozumiano?-powiedziałem stanowczo.
-....Masz przestać być bezuczuciowym dupkiem i przestać myśleć tylko o sobie. Zrozumiano?-Ałć. Zabolało.
Nie powinna tego mówić. Na prawdą tak uważa? Przecież ja nie myślę tylko o sobie. Zawsze biorę pod uwagę nasze wspólne dobro.
-Megan...dobrze wiesz, że tak nie jest.
-Dobrze wiem, że tak jest!-podniosła głos na tyle, że można już to było nazwać krzykiem.
Najwyraźniej chłopcy zrozumieli, że to jest bardziej rozmowa rodzinna gdyż wyszli z salonu.
-O zobacz twoja prawdziwa rodzina właśnie wyszła!
-Co? Co ty pierdolisz?
-To kurwa, że traktujesz ich lepiej ode mnie. Masz w dupie co jest dla mnie dobre. Liczy się tylko Nixon, do którego jak wiesz nie należę.
-Zrozum. Nie możesz ściągać na nas policji! Chcesz żebyśmy poszli siedzieć, a wtedy inne gangi by cię zabiły.
-Ale Anne nie jest policjantką!
-Ale jej ojciec jest.
-Co ma z nami wspólnego jej ojciec? Gówno!
-Ona nas wyda!
-Nie znasz jej. Za to ja ją znam i jestem pewna, że nic nie wygada rozumiesz? Z resztą nie mam zamiaru jej o niczym mówić.
-W końcu zobaczy, że coś jest nie tak.
-Mieszkam z siudemką mężczyzn. Każdy wie, że tu jest coś nie tak!
-Nie...-przerwał mi dzwonek telefonu.
To był Lucas. Myślałem, że dzwoni po to żeby poinformować mnie o śmierci Bieber'a.
Więc odebrałem telefon z entuzjazmem, który natychmiast zmienił się w rozczarowanie po słowach
                  "Sprawy związane z Justin'em Bieber'em się trochę skomplikowały.          
   Przyjedź pod "Night Club". Na miejscu powiem Ci więcej. Czekam na tyle klubu."

Coś tu jest nie tak. Nie wierzę żeby seryjnemu mordercy skomplikowały się sprawy.
Odpowiedziałem, że zaraz tam przyjadę i się rozłączyłem. Podszedłem do szafki, w której zawsze leżała moja broń po czym tak żeby Megan nie zauważyła wsadziłem ją sobie do kieszeni kurtki.
-Słuchaj dokończymy tą rozmowę później. Muszę na chwilę gdzieś pojechać.- machnąłem w jej kierunku ręką po czym wsiadłem do swojego samochodu i ruszyłem w drogę do niejakiego "Night Club".
Wkurwiała mnie myśl, że nie wiem po co tam jadę, nie wiem co mnie tam czeka lecz czuję, że coś jest nie tak.

 ~***~

Na tyle klubu ujrzałem samochód Lucas'a. Podszedłem od strony kierowcy....KURWA co to ma być?
To krew, na szybach, fotelach...na wszystkim! Chwilę mi zajęło zobaczenie na siedzeniu martwego Lucas'a.
Ktoś go zastrzelił! Ja pierdole, ale kto?
-Witaj Collins, znowu się spotykamy.- nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć kto to. Dobrze znałem ten głos. Jak ten dupek się o tym dowiedział?
-Co jest kurwa?-odwróciłem się. Na co on zachichotał.
-Boisz się mnie...cholernie się mnie boisz.
-Ja?! Ja się ciebie BOJĘ?! No chyba cię pojebało Bieber. O ile dobrze pamiętam to nie ja ostatnio kiedy się spotkaliśmy jęczałem z bólu na ziemi.-teraz to ja się zaśmiałem. Najwyraźniej nie było mu do śmiechu tak jak dla mnie ponieważ wyjął broń i wymierzył ją wprost we mnie.
-Żebyś się mnie nie bał to nie wynajął byś seryjnego mordercy żeby mnie zabił tylko sam byś próbował to zrobić. Collins mnie się nie da pozbyć. Siedzę w tym za długo żeby dać się teraz sprzątnąć.-odbezpieczył broń na co zareagowałem tym samym.
-To jeśli jesteś taki odważny to walcz ze mną bez broni. Walcz bez tego co zapewnia ci bezpieczeństwo. Jeśli jesteś taki pewny swoich możliwości....to zmierz się ze mną bez żadnych pistoletów.
-Pokonam Cię z pistoletem czy bez.- oboje rzuciliśmy swoje bronie na pobocze.

Zdecydowanym pchnięciem zacząłem bójkę. Wiedziałem, że jak go oszczędzę odpłaci mi ciosem.
Już po kilku chwilach nasze ubrania wyglądały jak po spotkaniu z niedźwiedziem.
Uderzył mnie raz w szczękę powodując nagły krwotok z mojego gardła.
Wykorzystując moją chwilę osłabienia wymierzył kolejny cios tym razem w mój brzuch.
Zgiąłem się z bólu dając mu kolejną okazję, którą na szczęście spierdolił.
Złapałem jego pięść zanim ta wylądowała na mojej twarzy i jednym, szybkim ruchem przewróciłem go na betonową ziemię.
Zacząłem bezlitośnie okładać go pięściami wykorzystując to, że leżał na ziemi.
Kiedy był już bardziej poobijany ode mnie wstałem i kopnąłem go kilka razy w brzuch.
Szkoda dzieciaka, ale jak nie zabiję go to on zabiję mnie, albo gorzej...zabiję Megan.
Chciałem chwycić swoją broń i z nim skończyć kiedy nie spodziewanie się podniósł. Najprawdopodobniej miał taki sam plan jak ja. Nagle na zaplecze wyszedł jakiś mężczyzna. Po koszulce poznaję, że musiał to być jeden z ochroniarzy.
-Co do cholery się tutaj dzieję?-krzyknął.
-Nic, nie wtrącaj się bo twoje życie się zakończy.-Bieber wymierzył w niego swój pistolet.
-Ejj stary spokojnie..-podniósł ręce w obronnym geście.-Po prostu załatwiajcie swoje sprawy gdzie indziej. Jeśli zaraz stąd nie pójdziecie to będą zmuszony zadzwonić po gliny i sądząc po waszym stanie to i po pogotowie.
-Taki dupek jak ty nie będzie mi groził..-Bieber kontynuował. Czułem się jak ostatnie gówno nic nie mówiąc. Jak już mówiłem nie dawno skończyły mi się zawiasy nie mogę ryzykować. Jedynym idiotą, przez którego zabicie mógłbym pójść siedzieć to Justin Bieber.
"Myślisz tylko o sobie" słowa Megan przeszyły mnie na wylot. Kurwa. Co ja pierdole? Nie mogę pójść siedzieć. Kto by zajmował się Meg? W końcu jakby zamknęli mnie to znaleźli by coś na chłopców.
Ktoś mógłby ją zabić wiedząc, że mi na niej zależy.
-Co jest?-z rozmyśleń wyrwał mnie wchodzący na zaplecze kolejny ochroniarz.
Trzymał w ręce telefon.
-Idźcie z tond albo dzwonie po psy!
Zrezygnowaliśmy. Nikt nie chciał by za bójkę mieć procesu. Wolałbym już go zabić i pójść siedzieć za morderstwo niż siedzieć za pobicie go.
Oboje ruszyliśmy w swoją stronę.
-To jeszcze nie koniec.-powiedziałem sam do siebie.
Po chwili byłem już w swoim aucie.
~***~

Megan's Pov

Kurwa gdzie jest ten posrany idiota. Czekałam na niego całą noc, ale ten się nie zjawił. Co on sobie myśli? Chce przekładać naszą rozmowę w nieskończoność?
Przysnęłam na kilka godzin na kanapie w salonie.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam. To był nie kto inny jak Anne.
-Cześć-uśmiechnęła się.
-Hej.
-To co jedziemy do szkoły?
-Tak jasne.-kurwa nawet się nie przebrałam jak ja miałam jechać do szkoły. Jednak nie mogłam jej nic wspomnieć o zaginięciu Max'a. Chwyciłam swoją torbę i obie wyszłyśmy z domu.
Kiedy byliśmy już na zewnątrz pod dom podjechał Max w swoim samochodzie.
Księżniczka zdecydowała się przybyć.
Po chwili wyszedł z samochodu ukazując nam całą posiniaczoną twarz i porwane ciuchy.
Kulał, co mogło oznaczać, że jego ciało jest w podobnym stanie co reszta.
Co mu się stało? Gdzie on się szlajał całą noc?
Max szedł w stronę drzwi wejściowych.
Boże Anne nie strzel niczego głupiego!-przeklinałam w myślach.
-Max! Co Ci się stało gdzieś ty był?-zaczęłam.
-Nie ważne.
-Kto Ci to zrobił?
-Nie wiem. Nie znam.
-Słuchaj Max jak chcesz mogę zapytać się ojca o to czy mógłby ich znaleźć. Mógłbyś zeznać na ich niekorzyść i by poszli siedzieć.-Boże czego nie rozumiesz w tych słowach "Boże Anne nie strzel niczego głupiego!"
-Wiesz co Anne...SPIERDALAJ.-powiedział przez ból jaki ogarniał jego ciało.
-Wiesz Anne ja jednak nie idę dziś do szkoły muszę sobie z kimś na poważnie porozmawiać.
Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.-odpowiedziała i ruszyła w swoją stronę.
Wszystko zawsze musi się zjebać.
-Co ty znowu odwaliłeś?
-Nic absolutnie nic.
-------------
@AskTheSmile
czytam=komentuje

Nie jestem pewna czy dam rade wstawić do niedzieli rozdział. Postaram się, ale ostatnie czego chce w urodziny to dostać limitu na informowaniu was na tt o nowym rozdziale.
WIĘC NAWET JEŚLI POJAWI SIĘ W NIEDZIELE TO POINFORMUJĘ WSZYSTKICH W PONIEDZIAŁEK RANO.
-----
PYTANIA TUTAJ- wszystkie pytania do mnie lub do tego co się stanie w opowiadaniu..rozdziałach TUTAJ KLIK

niedziela, 23 czerwca 2013

8. Przesłuchanie.

Megan's Pov
-Anne nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- uspokajałam ją gdy weszłyśmy do domu.
Cieszę się, że w końcu się przełamała i postanowiła poznać mojego brata i wszystkich innych domowników. Wiem, że dla niej może być to przerażające, w końcu jak dziewczyna może mieszkać ze zgrają mężczyzn? Miałam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, że Anne polubi mojego brata i vice versa.
Usiadłyśmy razem na kanapie po czym zaproponowałam, że przyniosę coś do picia.
Wyszłam z pokoju i w pośpiechu udałam się do kuchni. W lodówce znalazłam tylko jeden nie zaczęty napój. Reszta była otwarta. Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie mogę podać jej otwartego już wcześniej picia? A więc, każdy z chłopców ma to w naturze, że pije z butelki. Dla mnie to stało się już normą, ale dla Anne może to być obrzydliwe.
Cóż, taki urok życia z chłopcami.
Zamkniętym napojem okazała się ice tea. Kiedy miałam już opuścić kuchnię przez drzwi usłyszałam znajome mi głosy.
-Więc...-odezwał się jeden z nich wnioskuję, że to był Max.
-Więc...-odpowiedział żeński głos.
-Jestem Max, brat Megan. To jest Marco, Jacob, Cody, Joseph, Tony i Andrew.-przedstawił wszystkich po kolei.
-Miło mi jestem Anne.-mogłam sobie tylko wyobrazić jak niezręcznie musi się właśnie czuć. Postanowiłam to przerwać. Pewnie pchnęłam drzwi ukazując swoją postać dla wszystkich zgromadzonych w salonie.
Ujrzałam tam Anne podającą rękę dla każdego chłopaka z osobna. Czyli nie było tak źle.
Postawiłam puszkę na stole w miejscu gdzie siedziała Anne. Po chwili usiadła już na swoje miejsce, a  na drugiej kanapie i fotelach zasiedli chłopcy.
Anne posłała mi pełne wściekłości spojrzenie. Wiem, że spieprzyłam. Obiecałam, że unikniemy niezręcznych sytuacji i nie zostawię jej sam na sam z domownikami.
-To...co zdarzyło się pod moją nieobecność?
-Poznaliśmy twoją przyjaciółkę Meg.- powiedział Max.-Tak właściwie to poznaliśmy tylko swoje imiona, ale na pewno chcę dowiedzieć się o nas więcej tak samo jak my o niej.-uśmiechnął się.
-To co chcecie o mnie wiedzieć?-odezwała się nie pewnie.
-Zacznijmy od tego czy masz pracę?
-Nie mam. Uczę się w szkolę z Megan.
-Ile masz lat?
-19.
-Jesteś dobrą uczennicą?-obie z Anne na to pytanie zaczęłyśmy się śmiać przez co Max zrozumiał, że odpowiedź brzmi "nie".
-Zainteresowania?
-Lubię strzelać do celu.
-Ooo serio? Jesteś dobra w obsłudze pistoleta?
-Całkiem niezła.
-To mi się podoba. Może nauczyłabyś moją siostrę?-popatrzyłem się na niego znacząco. Wiedziałam, że jest mi to potrzebne, aby bronić się przed wrogami Nixon.
-Tak, jasne nie ma sprawy.
-Mieszkasz daleko od nas?
-Nie. Kilka ulic dalej.
-Jak się czujesz w naszym towarzystwie? No wiesz...na pewno słyszałaś o nas wiele plotek.
-Tak owszem słyszałam. Megan powiedziała, że jesteście nie szkodliwi, a wszystko co o was mówią to nie prawda. Cóż wierzę jej.
-To może zakończmy już te przesłuchanie.-wtrąciłam- Oczywiście jeśli Anne chcesz coś wiedzieć to pytaj śmiało.
-Nie, nie trzeba.-posłała mi uśmiech.
-Jeśli pozwolicie to chce pokazać mojej przyjaciółce swój pokój.
-Jasne, uciekajcie.
Ruszyłam w stronę schodów ciągnąć za rękę Anne. Po chwili otworzyłam drzwi i byliśmy już w moim pokoju.
Ściany były pomalowane na ciemno bordowy kolor, przy oknie stało duże łóżko, przy którego brzegach stały 2 szafki nocne, które ozdabiały lampki.
Na jednej ze ścian wisiała biała tablica z mnóstwem zdjęć. Wśród nich znajdowały się też te z odległej przeszłości. Za czadów życia mojej matki i za czasów wolności mojego ojca. Piękne lata.
-Megan, to twoja mama?-zapytała niepewnie pokazując na zdjęcie z wakacji. Byliśmy wtedy w Egipcie. Najlepsze jest to, że tak naprawdę nie pojechaliśmy tam dla przyjemności, lecz dlatego, że mój ojciec miał problemy z jakimś gangiem. Wyjechaliśmy tylko dla bezpieczeństwa.                                                                                                                                                                                                
-Tak to moja mama.
-Ummm...a gdzie ona teraz jest?
-Ona nie żyję.-udawałam silną. Najwyraźniej skutecznie.
-Przykro mi...a co z Twoim tatą?
-Też nie żyję.-skłamałam lecz utrzymywałam się z bratem właśnie tej wersji.
-Przepraszam, nie powinnam.-zasmuciła się.
-Nic się nie stało.
Anne rozglądając się po pokoju przypadkiem spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 18:00.
-Kurwa muszę się zbierać. Miałam być w domu o 16:00.
-To choć na dół.-wyszłam, a ona za mną.
W salonie bez zmian siedzieli chłopcy.
-Zbierasz się już? Myślałem, że zostaniesz przynajmniej na kolację.-odezwał się Max. Wiedziałam, że to ja bym musiała robić tą kolację.
-Może następnym razem, ale teraz muszę już iść. Miło mi było Was poznać.-posłała wszystkim szczery uśmiech.
-Widzisz nie musiałaś się nas tak bać.-odezwał się Jacob co najwidoczniej zawstydziło Anne, gdyż na jej twarzy pojawił się rumieniec.
Ufff wszystko szło jak spłatka. Czułam, że Anne dobrze czuję się w towarzystwie całego gangu. Oczywiście pomijając fakt, że nie wie, że jest w jednym pokoju z seryjnymi mordercami, ale to taki szczegół.
Nie sądziłam, że się polubią, a tu proszę, może również zostaną przyjaciółmi. Może zaufają Anne na tyle, że pozwolą mi wyjawić dla niej nasz sekret. Kto wie? Na razie jesteśmy na dobrej drodze do tego. Spotkanie się już kończy, a wszystko jest dobrze!
Chyba nic nie mogło już się zepsuć.
-Anne,-zaczął Max.-mam jeszcze jedno, ostatnie pytanie. Czym zajmują się twoi rodzice?
-Moja mama jest chirurgiem.
-A tata?
-Tata..? Tata..-nerwowo spoglądała na mnie.-Mój tata jest...policjantem.-ewidentnie unikała spojrzeń chłopców.
OJ ANNE WSZYSTKO SPIEPRZYŁAŚ!
    
  Justin's Pov
Nie dojrzę, że mam zabić tą małą sukę to jeszcze ktoś mnie śledzi?
Dowiem się kto to za wszelką cenę.
 ***
Wieczorem postanowiłem wybrać się do klubu by odreagować ostatnie wydarzenia.
Wsiadłem do samochodu po czym ruszyłem. 
Gdzieś w połowie drogi do "Night Club" w lusterku zobaczyłem znajomy mi samochód.
To był ten sam co śledził mnie jak jechałem do szkoły! Mógłbym oddać za to życie. To na 100% on!
Nie zostawię tak tego. Załatwię skurwiela. Miałem już plan jak go dopaść. Nic nie miało prawa pójść źle.
Zatrzymałem się przed klubem i jakby nigdy nic wszedłem do środka.
Kątem oka dostrzegłem, że samochód zatrzymał się nieco dalej od mojego lecz nikt z niego nie wysiadał. Najwyraźniej na mnie czekał. Nie wiedział, że nie przeżyje kolejnych 30 minut.
Bywałem już w tym miejscu nie raz. Znałem je jak własną kieszeń więc znalezienie tylnego wyjścia nie sprawiło mi najmniejszego kłopotu.
Wyszedłem wyjściem awaryjnym i próbowałem niezauważalnie podejść do nieznajomego kierowcy, który śledził mnie od dłuższego czasu.
Zaszedłem go od tyłu. Miał otworzoną szybę co ułatwiło mi tylko zadanie. Nie spodziewał się mnie. Udało mi się go zaskoczyć. Przez okno przyłożyłem mu pistolet do głowy.
-Gadaj skurwysynie kim jesteś i po chuja mnie śledzisz!
-Co do cholery-popatrzył na mnie.-Masz paranoję? Spierdalaj.
-Odważnie jak na człowieka, który ma przyłożoną spluwę do głowy. Twoje życie zależy od tego jakich informacji mi udzielisz. Chcesz żyć? To gadaj!
-Działam na zlecenie.
-Kogo?!
-Nie znam nie chciał mi podać imienia i nazwiska.-naładowałem pistolet co musiało go wystraszyć.-Poczekaj! To bym Max Collins.
-A więc Collins. Żałosny dupek. Dzwoń do niego!
-Że co?
-Dzwoń kurwa! Masz mu powiedzieć to co ci będę kazał!-chwycił telefon w rękę i wybrał numer.
-Powiedz mu, że sprawy się trochę skomplikowały i musi tu przyjechać żebyś mógł mu przekazać więcej informacji.
-Cześć Max to ja. Sprawy związane z Justin'em Bieber'em się trochę skomplikowały. Przyjedź pod "Night Club". Na miejscu powiem ci więcej. Czekam na tyle klubu.
-Wszystko w porządku?-zapytał podejrzliwie.
-W jak najlepszym.
-Dobra już jadę.-rozłączył się.
-Grzeczny chłopiec.-powiedziałem z satysfakcją.
-Zrobiłem co kazałeś więc teraz spierdalaj i zostaw mnie w spokoju.
-Nie gorączkuj się tak. Wiesz co wyświadczyłeś mi przysługę więc ja też wyświadczę tobie...Zastrzelę cię. To będzie lepsze od tego co by cię spotkało jakby Max Collins się dowiedział, że go wydałeś, ale spokojnie już za niedługo do ciebie dołączy. Żegnaj.
-Ty Skur...-nie zdążył skończyć gdyż nacisnąłem na spust powodując natychmiastową śmierć. Na szybach osadziła się krew.
Jedyne co mi zostało to czekać na Collins'a.
---------------------
@AskTheSmile
czytam=komentuję

ask-http://ask.fm/AskTheSmile-pytajcie o co chcecie.
Co się z wami dzieję już dawno nie przekroczyliście 50 komentarzy, a co mówić o 70...
Więc wstawię rozdział jak będzie 50 komentarz;) Polecajcie znajomym.( nie komentujcie po kilka razy bo to wkurwiające.)

środa, 19 czerwca 2013

7. "Bądź grzeczny".

Na wejściu mówię, że rozdziału nie było długo ponieważ miałam sporo popraw i nie wyrabiałam się i tak, a co dopiero by było jakbym siedziała i rozdział pisała. Więc proszę mi o tym nie pisać w komentarzach. Przepraszam. Rozdziały teraz będą pojawiały się normalnie czyli gdzieś 2-3 razy w tygodniu to zależy od komentarzy.PS.przepraszam, ale nie miałam czasu dziś dobrze sprawdzić błędów więc #NOH8.
 PROSZĘ KOMENTUJCIE TO BOLI JAK LICZBA KOMENTARZY SIĘ CIĄGLE ZMNIEJSZA.
Tutaj możecie pytać o wszytko - Mój Ask
===================
Justin's Pov

Tym razem obudził mnie ustawiony wcześniej budzik. Najprawdopodobniej nigdy nie przyzwyczaję się do wczesnego wstawania do szkoły. Dawniej budziłem się wtedy kiedy chciałem i miałem wszystko do o koła w dupie.
Budzik pomimo tego jak bardzo kląłem w myślach by w końcu zamilkł, nie skończył dzwonić. 
-Wstawaj kochanie czas do szkoły!-usłyszałem znajomy głos dochodzący z kuchni. To na pewno był Beau. Wstałem i przygotowywałem się do wyjścia. Kiedy skończyłem ostatnią czynność jaką było postawienie włosów, zszedłem na dół.
Nie myliłem się. To był Beau.
Siedział już przy stole z gotowym śniadaniem.
-Od kiedy to się bawisz w kucharkę?-zachichotałem.
-Od kiedy to mój synuś chodzi do szkoły.-udał kobiecy głos i sam nie krył swojego rozbawienia.
-Stary...jesteś chory psychicznie.
-Jak ty się do mnie odnosisz?-udał zażenowanie.
-Byłbyś dobrym aktorem.
-Justin ty i twoje pomysły. Przecież nie mógłbym was zostawić samych z tym gównem. 
Nigdy nie porzuciłbym zabijania ludzi, handlu narkotykami, pobić i rabunków dla jakiejś marnej "sławy".-udał oburzoną gwiazdę.
Postanowiłem bez żadnego więcej słowa skończyć śniadanie. 
Patrząc się ciągle w talerz usłyszałem zbliżające się kroki.
Wszyscy się zeszli do kuchni. Chcieli ustalić co robimy dalej.
-Więc Justin, jaki masz plan na dzisiaj co do Megan Collins?
-Będę chodził do szkoły i stopniowo zdobywał jej zaufanie i tyle. Suka jeszcze nie wie co ją czeka.
-To co zbieraj się do szkoły...i wiesz..no...samych szóstek, bądź grzeczny!-znów Beau zaczął swoją gierkę.
Nie chcąc słuchać dalszych kpin chłopców wyszedłem z domu i wsiadłem do auta, odpaliłem i ruszyłem.
Całą drogę do szkoły zastanawiałem się nad zachowaniem chłopców.
Beau wyśmiał mnie mówiąc "samych szóstek, bądź grzeczny", ale dla mnie to nie było śmiesznie. Moja mama zawsze tak do mnie mówiła zanim odeszła od ojca. Nie chciała żyć z takim człowiekiem, jakim w tej chwili również ja się stałem. Czasami chce ją odnaleźć, ale czuję, że ona by tego nie chciała. Bo po co miałaby wracać do człowieka od jakiego uciekła kilka lat temu?
Za te wszystkie żarty najchętniej przypierdoliłbym im wszystkim, ale nie mogę. Nie mogę zranić osób, które kiedyś mnie uratowały, przygarnęli z ulicy, zapewnili dach nad głową. Za bardzo ich za to cenię.
Spojrzałem po raz kolejny w boczne lusterko. 
Dziwne.
Czy ten samochód nie jechał za mną od mojego domu...i jedzie nadal? Co jest?
Kurwa czyżby ktoś mnie śledził.
***
W końcu stałem już na parkingu przed szkołą. Samochód, który jechał za mną całą drogę zgubiłem dopiero przed szkołą. Dowiem się kto to. Biedny człowiek nie wie w co się wpakował. Mnie się nie śledzi.
Jeśli okaże się, że to jeden z członków jakiegoś innego gangu to od razu stracę swoją reputację. Nie mogą się dowiedzieć, że kontynuuję naukę.

Ja Justin Drew Bieber chodzę do szkoły. Sam w to nie wierzę.
Teraz muszę się skupić na tym żeby jak najwięcej czasu spędzać z Collins. 
W szkole znajdował się plan lekcji każdej klasy, więc wiele czasu mi nie zajęło to, żeby dowiedzieć się, że razem z Megan mam biologię, angielski, geografię i francuski z czego dwie z tych lekcji(angielski i francuski) przypadają właśnie na dziś.
W końcu zadzwonił dzwonek na lekcję.
Czas na Angielski.
W drzwiach spotkałem swoją ofiarę. Nie była szczęśliwa, że mnie widzi raczej miała nadzieję, że się nie zjawię.
Usiadłem obok niej gdyż było to już moje miejsce. Zazwyczaj gdy chłopak siada z dziewczyną to po liceum rozchodzą się plotki o tym, że są w związku. Więc czasem dobrze być postrachem nastolatków.
Dużo słyszałem też na temat mojej koleżanki z ławki.-mimowolnie się zaśmiałem.
Jej brat to gangster, a ona idzie w jego ślady.
Na całym angielskim kompletnie nic nie robiłem, ale Collins była lepsza. PO PROSTU SPAŁA.
Od czasu do czasu chrapała, ale nauczycielka nic sobie z tego nie robiła. Widocznie to norma.
Po 45 minutach zadzwonił dzwonek co oznaczało, że lekcja dobiegła końca.
-Wstawaj shawty bo jeszcze Cię okradną...albo gorzej zgwałcą, chociaż raczej powinienem powiedzieć zgwałcę.
-Idiota.
Wyszczerzyłem się na co jej twarz zrobiła się cała czerwona.
-Do zobaczenia na francuskim.-zaśmiałem się z satysfakcją.
Była tak wściekła, że myślałem, że zaraz wybuchnie. Jednak ku mojemu zdziwieniu przejęła nad sobą kontrolę i omijając mnie wyszła z klasy.

Megan's Pov

No dobra. Przyznaję się. Zasnęłam na lekcji bo całą noc oglądałam maraton z serialem "Inna".
Max mówił mi, że mam się kłaść spać, ale ja idiotka go nie posłuchałam.
Odniosłam takie wrażenie, że Jeremy...bo chyba tak ma na imię myślał, że za to, że mnie obudził będę go czciła jak jakiegoś boga.
 Najgorsze było to całe jego "Do zobaczenia na francuskim." czy to oznacza, że mamy razem i tą lekcję.
Jak to prawda to chyba się zabiję. Już nie chodzi o same bycie tego chłopaka przy mnie, ale o to, że jestem najlepsza z francuskiego i nie mogę podpaść pani Thorne.
Uważam, że to jedyna nauczycielka jakiej należy się szacunek.
 * *  *
Nadszedł czas francuskiego. 
Weszłam do klasy i ujrzałam...go. Panoszył się na mojej ławce i jeszcze kurwa miał czelność patrzyć na mnie takim wzrokiem...zupełnie jakby chciał mnie zgwałcić. Kto wie może chce. Wygląda na kryminalistę.
To chyba mój największy dylemat czy powiedzieć o tym chłopaku Max'owi czy zostawić to dla siebie.
Na moje nieszczęście pani zaczęła dziś temat, którego wcześniej nie przerabialiśmy i nie miałam czym się popisać.
-To jak myślicie co to "trépas"?
-Proste! Śmierć.-powiedział Jeremy?
-Brawo. To teraz idziemy dalej. Co to jest "sang"?
-Krew.-znów odpowiedział.
-Ooo widzę, że ktoś tu zna francuski. To może wiesz co to jest "je vais te tuer" ?
-Zabiję Cię.-powiedział i dziwnie spojrzał w moją stronę. Nie rozumiem....może chciał się tylko popisać lub wywyższyć.
Nie ważne.
-Au revoir!-powiedzieli wszyscy na zakończenie lekcji co oznacza "do widzenia".
Spakowałam się i wybiegłam za chłopakiem. 
-Skąd znasz francuski do jasnej cholery?
-Jak już musisz wiedzieć to uczyłem się kiedyś w dwujęzycznej (angielsko-francuskiej) szkole.
-Kurwa musisz być dobry akurat w tym przedmiocie co ja?
-Hahaha zjedz snickersa bo zaczynasz gwiazdorzyć skarbie.
-Spierdalaj.
Nie chcąc już na niego patrzeć ruszyłam szybko w stronę auta Anne. Na szczęście już na mnie czekała. Ruszyła pozostawiając inne samochody na parkingu.
-Anne, Max mówił, że chce bardzo Cię poznać i żebyś przyjechała do nas w sobotę. To zaproszenie nie do odrzucenia.-uśmiechnęłam się.
-Ale Megan...
-Nie ma żadnego "ale".-wtrąciłam się.-Uwierz nie masz się czego bać. Oni są na prawdę spoko.
-Oni?-przełknęła ślinę.
-No tak....mieszkamy z kolegami Max'a są naprawdę fajni. Proszę przyjdziesz? Proszę zrób to dla mnie.
-No dobra niech już Ci będzie, ale nie zostawisz mnie z nimi nawet na minutę.
-Umowa stoi.
------------------
@AskTheSmile
czytam=komentuję


wtorek, 4 czerwca 2013

6. Płatny zabójca.

Megan's Pov

 Uściskiem pożegnałam się z Anne stojąc już przed moim domem. Po kilku metrach jej samochód zgasł. Zaśmiałam się nie zważając na to, że może potrzebować pomocy w pchaniu auta.
Na szczęście nie musiałam tego robić gdyż po kilku próbach ponownego odpalenia silnika swobodnie zapalił, a Anne udała się do domu.
W drzwiach przywitał mnie Max. Jednak gdzieś się strasznie śpieszył więc nie miałam czasu z nim pogadać. Nawet nie zdążyłam zapytać gdzie idzie.

Max's Pov

Cały dzień myślałem o tym, że Megan jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Nie mogłem jej pilnować 24/7.
Nie jest bezpieczna....zwłaszcza dopóki Bieber żyje. Jego śmierć by zdecydowanie ułatwiła mi życie.
Jednak nie mogłem ryzykować. Kilka tygodni temu skończyły mi się zawiasy. Dziwne jest to, że miałem rozprawę w sądzie za nie zapłacenie mandatu..tak mandatu. To tylko potwierdza fakt, że policja nie znalazła nic na mnie w poprzednich rabunkach, napadach czy morderstwach.
Biedni obywatele. Przynajmniej mandaty mają pod kontrolą.
Musiałem zabić Biebera...nie zabijając go. Może to skomplikowane, ale jak się ma znajomości wszystko wydaję się łatwiejsza.
Postanowiłem poprosić o pomoc kumpla. On sam miał kiedyś problem ze zleceniodawcą, który nie oddał mu kasy za zamordowanie jego żony więc pomogłem mu go wytropić, zmusić do oddania 8000$ i zabić.
Zatuszowanie tej sprawy zajęło mi trochę czasu. Zdecydowanie wisiał mi przysługę.
Wziąłem swój I Phon do ręki i przejrzałem całą listę kontaktów w poszukiwaniu "Lucas'a". W końcu natknąłem się na jego numer i zadzwoniłem. Po chwili przywitał mnie znajomy lecz już dawno przeze mnie nie słyszany głos.
-Ooo kto to do mnie dzwoni Max Collins! Ile to czasu minęło od naszego ostatniego spotkania.Co tam u Ciebie i u Megan słychać?-powiedział przyjaźnie.
-Cześć Lucas...Nie dzwonię do Ciebie w sprawach prywatnych, ale w służbowych. Chcę się z tobą jak najszybciej spotkać.-mówiłem stanowczo.
-A mogło być tak pięknie.-zaśmieliśmy się.-To kiedy chcesz się spotkać?
-Nawet dzisiaj. Odpowiada Ci za pół godziny...tam gdzie zawsze?
-Ok to do zobaczenia.-rozłączył się.
Chcąc dotrzeć na umówione przez nas miejsce na czas musiałem już wyjeżdżać.
Po drodze w drzwiach spotkałem Megan. Przywitałem się z nią lecz nie miałem czasu na zbędne rozmowy.
Wybiegłem z domu wsiadając do swojego samochodu. Ruszyłem rozglądając się czy nikt za mną nie jedzie. Nie mogłem ryzykować, że ktoś zobaczy mnie w towarzystwie Lucas'a.
Przemierzałem uliczki coraz bardziej zbliżając się do swojego celu, którym był okręg zwany Bronx. 
To zawsze było najlepsze miejsce na załatwianie spraw nie koniecznie zgodnych z prawem gdyż są tu codziennością. Dilerzy, dziwki, mordercy....tu było można spotkać każdego.
Jest to najgorszy obszar do życia lecz najlepszy do załatwiania interesów.
Kiedy krajobraz dookoła monstrualnie się zmienił wiedziałem, że już jestem na miejscu. Stare, rozpadające się kamienice, te same zepsute powietrze...tak to jest to miejsce.
Wysiadłem z samochodu dostrzegając na przeciwko mnie samochód, a w nim siedzącą postać. Podszedłem bliżej i zapukałem w okno. Osoba natychmiast się odwróciła i popatrzyła na mnie. Tak to był on.
Posłał mi szczery uśmiech i wysiadł z samochodu.
-Cześć stary. Co było takie pilne?-przywitaliśmy się podając, a następnie lekko ściskając sobie ręce.
-Pamiętasz..wisisz mi przysługę..
-Oho czuję, że będzie ciekawie.
-Musisz kogoś wytropić, a następnie dopilnować żeby już nigdy nie podniósł swojego pieprzonego tyłka z piachu. 
-Dobra zrobię to. Muszę Ci się jakoś odwdzięczyć za pomoc. To o kogo chodzi?
-O Justin'a Bieber'a.
-Justin Bieber.-bąknął pod nosem wpisując jego imię na jakąś kartkę, najwidoczniej żeby nie zapomnieć.
-Wolałbym zabić go sam, ale znasz moją sytuację...
-Nie ma co się martwić obiecuję, że nie będę miał skrupułów. Tak w ogóle dlaczego chcesz się go pozbyć?
-To popieprzony dzieciak. Lepiej będzie dla każdego jak umrze.
-Więcej mi nie potrzeba. Tak w ogóle to co słychać u Ciebie i Megan?
-Jakoś się układa, a jak pozbędę się Biebera to będzie świetnie.
-A Megan ma może kogoś czy jest sama?
-Nie przesadzaj Lucas.-walnąłem go lekko w ramię.
-Haha.Tylko pytam.-podniósł ręce w obronnym geście.
-Mniejsza o to. Zajmij się Bieber'em jak najszybciej. Nie mogę ryzykować.
-Przecież wiesz jak jest. Wszystko będzie załatwione. Nikt nawet nie zauważy, że zniknął. Zresztą jak jego poprzednicy.
-Liczę na Ciebie Lucas, a teraz muszę się już zbierać bo jeszcze chłopcy zaczną coś podejrzewać.-podaliśmy sobie ręce i wróciłem do samochodu.
Wracając usłyszałem bąknięcie pod nosem Lucas'a brzmiało to mniej więcej tak "Do zobaczenia na pogrzebie Biebera".
Z satysfakcją odpaliłem samochód i ruszyłem w drogę powrotną do domu. Nareszcie pozbędę się tego dupka.-pomyślałem.
***
W domu na kanapie zobaczyłam Megan. Siedziała nerwowo spoglądając na telefon jakby czekała na czyjąś wiadomość. Trzask zamykanych drzwi sprowadził ją na ziemię dzięki czemu się na mnie popatrzyła.
-Ty popieprzony idioto!-podeszła do mnie i przytuliła mnie przy tym podduszając. Byłem pewny, że jest zła i robi to celowo.-Gdzie byłeś?
-Powiem Ci jak już skończysz mnie dusić.-odsunęła się posyłając mi mordercze spojrzenie.-A więc byłem gdzieś w interesach, ale dobrze wiesz, że więcej Ci nie mogę powiedzieć.
-Tak wiem. Nie oczekuję od Ciebie tego, że będziesz mi mówił wszystko. Chce tylko być pewna, że Ci kurwa nic nie jest, a jak mam taka być skoro nie odbierasz od 3 godzin telefonu i nie dajesz znaku życia?!
 Wyjmując telefon zdałem sobie sprawę, że musiała mi się rozładować bateria w drodze do Bronx.
-Bateria mi padła. Musisz zdać sobie w końcu z tego sprawę, że jestem dużym chłopcem i sobie poradzę.
-Co ja się z tobą mam?!-westchnęła.-W kuchni masz kolację odgrzej sobie.
-Megan muszę się ciebie coś zapytać...
-Tak?
-Ty i ta cała Anne Black się przyjaźnicie tak?-pokiwała głową.-Więc może ją do nas zaprosisz w sobotę co? Chciałbym ją poznać.
-Max, dzięki na pewno ją zaproszę, ale nie jestem pewna czy przyjmie nasze zaproszenie.
-Dlaczego?
-To trochę głupie, ale ona się ciebie boi. Przecież wiesz co mówią ludzie na mieście. Nawet jeśli to prawda to chyba Anne nie powinna się Ciebie bać co nie?
-Uświadom ją, że nic jej nie zrobię...dopóki jest twoją przyjaciółką.-zachichotałem.
-Zostańmy przy tym, że jej nic nie zrobisz.-powtórzyła mój gest.
-Bo wiesz to jest twoja pierwsza i jedyna przyjaciółka więc nawet nie śmiałbym jej dotknąć. Nie zraniłbym Cię. Wiem jak bardzo jest dla Ciebie ważna.-wtuliła się we mnie.
-Dzięki Max.
-Kocham Cię Meg.-użyłem jej zdrobnienia.
-Ja Ciebie też Max i jestem pewna, że pokochasz też Anne, a ona Ciebie. Po przyjacielsku oczywiście.-zaśmiała się.
-----------------------------
@AskTheSmile
czytam=komentuję 

Powoli nie wyrabiam się z informowaniem wszystkich na tt więc proszę dodajcie do obserwowanych mój blog.

sobota, 1 czerwca 2013

5. Nowy uczeń.

2 dni później

Megan's Pov

 Może to jest dziwne, ale poprzednie dni upłynęły mi bez żadnych problemów.
Nie mówię, że w szkole było całkiem dobrze bo to niemożliwe, ale towarzystwo Anne umiliło mi trochę ten beznadziejny czas lekcji.
Siedziałam na łóżku czekając, aż przyjedzie po mnie Anne. Od kąt mnie przeprosiła stało się to dla mnie normą. Codziennie jeździłyśmy razem do szkoły i razem z niej wracałyśmy. Tak bardzo się cieszę, że nie muszę już jeździć z tym popierdolonym kierowcą autobusu.
Liczę na to, że ona w końcu zdobędzie się na to żeby przekroczyć próg mojego domu. Może nie zdaje sobie sprawy z tego, że przyjaźniąc się ze mną Max jest ostatnią osobą, której powinna się bać. 
Najgorsze jest to, że nie wie w jakie bagno się wpakowała. Każdy wróg Max'a może chcieć ją teraz zabić.
Z rozmyśleń wyrwało mnie trąbnięcie dochodzące z podwórka. Wyjrzałam przez okno żeby upewnić się, że to osoba, na którą czekałam. Tak, to była Anna. Widząc ją zaczęłam jej machać jak opętana na co się szeroko uśmiechnęła. Dała mi znak ręką, że jest już późno i mam zejść.
Szybko zbiegłam po schodach przy okazji zaglądając do pokoju Max'a, w którym nikogo nie było. 
Interesy? Zajrzałam do wszystkich pokojów upewniając się w swoim przekonaniu. Nikogo nie było. Ciekawe na kogo tym razem padło...
-Co tak długo?-udała oburzoną jak wyszłam na zewnątrz.
-Po pierwsze, cześć Anne,-szeroko się uśmiechnęłam-a po drugie miło mi Cię widzieć.
-No cześć, cześć.-wywróciła oczami.- To co jedziemy?
-Jasne.
Obie weszłyśmy do jej małego samochodu po czym ruszyłyśmy w drogę do szkoły.
W okół mojego domu nigdy nie mieszkała żadna żywa dusza. Może z powodu tego, że w okół rozciągały się lasy, a może z powodu tego jakich mieli by sąsiadów-gang Nixon we własnej osobie!
Gdybym tu nie mieszkała tyle lat to pewnie sama bym się bała tędy przechodzić.
Ciekawe co teraz robią chłopcy?-to pytanie bezustannie nie dawało mi spokoju.
Wiem jedno. Muszę się uspokoić i przestać się o nich martwić. To duzi chłopcy jakoś sobie poradzą.
Jak zawsze.
-Mamy pierwszą matematykę. Gorzej być nie może.-powiedziała Anne po czym się ocknęłam. Zorientowałam się, że jesteśmy już przed szkołą.
Dziewczyna wysiadła z samochodu po czym uczyniłam to samo i zaczęłyśmy iść w stronę budynku.
-Matematyka jest koszmarna! Jedynym pocieszeniem jest fakt, że mamy tą lekcję razem.- uderzyłam ją lekko łokciem.
-To o czym porozmawiamy na lekcji?-Anne nagle ożyła.
-Na lekcji się uważa panno Black.-udałam głos pani Jonas na co Anne wybuchła śmiechem.
Po chwili znaleźliśmy się już przy naszych szafkach. Wzięłyśmy książki i poszłyśmy do klasy.
Usiadłyśmy razem i jak tylko lekcja się zaczęła zaczęłyśmy rozmawiać.
Pani Jonas była wyrozumiała....do czasu. Więc i ją wkurzyło to, że rozmawiamy jednak nie wysłała nas do dyrektora.
 ***
 Czas na ostatnią lekcję. Popatrzyłam na plan lekcji, na którym widniało, że teraz mam biologie. Niestety Anne miała w-f więc musiałyśmy się rozstać. Jedna lekcja brzmi jak wieczność bez niej.
Usiadłam jak zawsze na ostatniej ławce i przygotowałam się na 45 minut ględzenia o jakiś pasożytach. 
Zaczęła się lekcja.
 Oparłam się łokciem o ławkę i próbowałam skoncentrować się na wszystkim oprócz pasożytów, które właśnie pokazywał nam pan Bolton.
Po chwili do klasy wszedł nie znany mi chłopak. 
Miał brązowe włosy postawione na żel i brązowe oczy. Ubrany był w czarne spodnie, czarne supry, białą koszulkę i dżinsową kurtkę. Jego umięśniony tors robił wrażenie, a tatuaże na rękach przyciągały uwagę całej klasy. 
Nikt nie wiedział po co przyszedł. Dowiedzieliśmy się dopiero jak wręczył panu Boltonowi kartkę z planem lekcji, na którym widniała ta klasa. No jasne! To musi być jakiś nowy uczeń, ale dlaczego zmienił szkołę skoro semestr się jeszcze nie skończył?
-Proszę o uwagę. To jest Justin Bieber od dzisiaj będzie się z wami uczył. Proszę zajmij wolne miejsce.-zwrócił się do chłopaka pokazując miejsce obok mnie. 
Co do cholery? Dlaczego ja mam dzielić z nim ławkę?!
Oczy tak jakby mu zaiskrzyły i szybko zajął miejsce obok mnie, a pan kontynuował lekcje.
Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie. 
-Co się lampisz?-warknęłam zmęczona tą sytuacją.
-Dziwię się, że nie zasłaniasz oczu przed tymi pasożytami jak każda słaba dziewczyna.-zaśmiał się.
-Kurwa! Nie jestem żadną słabą dziewczyną!
-Heh. Spokojnie shawty.-mrugnął zawadiacko.
-Wiesz co? Spierdalaj.-widać było, że nie specjalnie był zadowolony z tego co powiedziałam, ale mimo to już się nie odszczekał. Tak jak myślałam. Kolejny tchórz w naszej szkole.
Kiedy zadzwonił dzwonek szybko spakowałam swoje rzeczy do torby i pobiegłam na korytarz chcąc za wszelką cenę uniknąć nowo poznanego chłopaka. Na nic się to jednak nie zdało.
Złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do szafki. 
-Wtedy na lekcji.....Uważaj lepiej jak się do mnie zwracasz suko.-syknął nadal mocno trzymając moje ręce.
-Bo co mi kurwa zrobisz?-powiedziałam zbierając resztki odwagi.
-Yhm-zagarnął moje włosy do tyłu odkrywając ucho, do którego niebezpiecznie blisko się przybliżył.-Nie chcesz wiedzieć-szepnął.
Przeszły mnie ciarki. Jedyne co przychodziło mi na myśl to...EWAKUACJA.
-Nie boję się ciebie. Jesteś kolejnym pozerem, który mówi, a gówno robi. Odpierdol się ode mnie raz na zawsze.-odepchnęłam go i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.
Odwróciłam się, a za plecami zobaczyłam...go.
Całe szczęście Anne stała przy samochodzie. Widząc mnie zaczęła podchodzić do mnie i stojącego obok mnie Justina? Bo chyba tak miał na imię.
Chłopak stchórzył i błyskawicznie się ode mnie oddalił po czym ja swobodnie zbliżyłam się do Anne.
-Co..?-wydukała  Anne nie wiedząc co się przed chwilą stało.
-Opowiem Ci wszystko po drodze.-powiedziałam i obie wsiadłyśmy do auta.
Moja przyjaciółka odpaliła silnik i ruszyła w stronę mojego domu.
-Kto to był? Opowiadaj.-powiedziała zniecierpliwionym tonem.
-Nikt taki. Nowy uczeń.
-O czym rozmawialiście?
-Pytał się gdzie jest sala, w której odbywa się chemia.-skłamałam chcąc chronić przyjaciółkę.
Czuję się źle, że nie powiedziałam jej prawdy, ale sądziłam, że tak będzie najlepiej. Nie chciałam żeby wiedziała, że jest niebezpieczny. Jeszcze by się odważyła i zadzwoniła do Max'a, któremu też nic nie powiem.
Nie chce żeby nie potrzebnie się martwili. Max mógłby go zabić jakby dowiedział się, że ten jebaniec mnie dotknął.
-Aha. On jest zabójczo sexowny.-zachichotała na co udałam odruch wymiotny.
-Przestań wcale nie jest tak sexowny jak myślisz. Z bliska jest obleśny.-zaśmiałam się.
-Pfff chcesz go dla siebie?-udała obrażoną.
-Jasne.-powiedziałam sarkastycznie.

  
Justin's Pov

Kto by pomyślał, że będę musiał tak cierpieć by zabić swoją ofiarę. Dawno nie byłem w szkole, ale nie sądziłem, że to taki koszmar. Nie ma nic gorszego jak siedzenie w miejscu i słuchanie jakiegoś starego idioty gadającego o jakiś pasożytach.
Jeszcze na dodatek ta dziwka się stawia i jest zabójczo wkurwiająca.
Gdybym mógł zabiłbym ją tam na miejscu, ale miałbym za dużo świadków.

                                                                  -------------------------
  @AskTheSmile
czytam=komentuje