wtorek, 28 maja 2013

4. Anne Black.

Megans' Pov

Zadzwonił budzik.
 Niechętnie z czołgałam się z łóżka. Podeszłam do szafy przebierając w ciuchach. Wyjrzałam przez okno. Pogoda była fantastyczna. Słońce świecie, ptaki śpiewają, zero chmur, zero deszczu. Czy o czymś więcej można marzyć?
Postawiłam na czarne rurki z białą koszulą, na którą narzuciłam skórzaną kurtkę. Zbiegłam na dół po drodze wkładając buty. Na schodach zaliczyłam niezły upadek, ale szybko się pozbierałam. Dobrze, że chłopcy jeszcze spali. Nie chciałabym żeby widzieli mnie w tak żenującej sytuacji. Naśmiewali by się ze mnie z jakiś rok. Otworzyłam lodówkę, w której jak zawsze nie było nic pożywnego. Zdecydowałam się na jakiś batonik ponownie zerkając na zegarek. Kurwa! Znów spóźniona!
Wybiegłam z domu zatrzymując już odjeżdżający autobus. Jestem pewna, że kierowca widział, że biegnę od początku, ale nie chciał na mnie poczekać. Cham.
Zajęłam te samo miejsce co zawsze.
***
Już po chwili byłam przed szkołą. Wyszłam z autobusu i kierowałam się do wejścia. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Paranoja-pomyślałam.
Spojrzałam na plan lekcji:
1.J.angielski
2.Chemia
3.Fizyka
4.Biologia
5.W-f
6.Matematyka
7. Geografia
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Nie no zajebiście same najgorsze lekcje jednego dnia.
               ***
W końcu skończyła się matematyka. Musiałam już tylko wytrzymać geografię, której też nie znoszę. 
Wyszłam na korytarz kierując się do ławki, w której zazwyczaj siedziałam. Sama.
Wyjęłam swojego I Phona i sprawdziłam czy mam jakieś nieodebrane wiadomości/połączenia.
Nagle przede mną stanęła jakaś osoba. Podniosłam głowę i ujrzałam Anne we własnej osobie.
Polubiłam ją, ale czy ona się nie domyśliła, że jestem na nią wkurwiona po ostatniej akcji.
-Po co tu przylazłaś?-powiedziałam przerywając ciszę. Jednak zrobiłam to zbyt brutalnie.
-Megan, przyszłam Cię przeprosić. Nie chciałam się tak wtedy zachować, ale zrozum też i mnie.
-Nie moja wina, że wierzysz w jakieś plotki rozgłaszane przez te puste laski ze szkoły.
-Czyli twój brat to nie kryminalista?
-Zamknij się najlepiej Anne! Mówisz takie rzeczy, że mi się tego nie chce słuchać.
-Dobra dobra-podniosła ręce w obronnym geście-tylko się pytam. Jeszcze raz Cię przepraszam. Wybaczysz mi?
-Masz szczęście, że jestem taka dobroduszna.-obie się zaśmiałyśmy po czym zadzwonił dzwonek na lekcje.
Razem z Anne teraz miałyśmy geografię więc usiedliśmy razem w ławce.
Większość lekcji przegadałyśmy, a resztę byłyśmy uciszane przez nauczyciela.
My buntowniczki.
Szczerze? Nie wiem dlaczego jej wybaczyłam. Może dlatego, że coraz bardziej doskwiera mi brak towarzystwa, a z nią mi się świetnie gada. Jest tak samo pierdolnięta jak ja. Jedyne co nas różni to to, że nie ma brata gangstera.
Anne miała swój samochód i prawo jazdy więc po lekcjach odwiozła mnie do domu. Byłam jej wdzięczna bo nie miałam najmniejszej ochoty na spacer.
Po chwili byliśmy już na miejscu.
-Może wejdziesz?-powiedziałam wiedząc, że i tak się nie zgodzi. Nadal bała się spotkania z Max'em. Byłam tylko ciekawa jaką wymówkę wymyśli.
-Chciałabym, ale wiesz moja babcia leży w szpitalu i muszę do nie jechać.
-Oooo tak mi przykro. To ty leć do babci już Cię nie zatrzymuję. Papa.-udałam, że jej uwierzyłam.
-Do jutra. Przyjadę po ciebie.-powiedziała i już po chwili zniknęła mi z oczu.
A miałam już jej powiedzieć żeby się nie fatygowała.
Jak zawsze pierwszym co zobaczyłam to chłopców leżących na kanapie. Lenie.
Najwidoczniej nie mają żadnych interesów. Cieszyć się czy płakać?
-Cześć leni...chłopcy.
-Cześć kujo...Megan.-zaśmieliśmy się.
-Kto Cię dziś odwiózł do domu?- zapytał zaciekawiony Max.
-Znajoma. Nazywa się Anne Black.
-Cieszę się, że w końcu znalazłaś sobie przyjaciółkę.
-Ja też.-popatrzyłam na Tom'a- ani mi się waż jej sprawdzać.
-No dobra.-zrobił smutną miną na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Wiedziałam w czym Tom się specjalizował więc lepiej było dmuchać na zimno. Nie chciałam żeby sprawdzał mi przyjaciółkę.

Justin's Pov

Zastanawiałem się nad dalszą strategią. Jak tu wykorzystać tą sukę do swoich celów.
Będzie takim moim małym bonusem. Najpierw zabiję ją na oczach Max'a żeby widział jej śmierć, a później do nie dołączy.
Kto zadziera z Bieber'em ginie. Nie ma żadnego wyjątku. Może i nie mam serca, ale mam to głęboko w dupie. Żebym się martwił o przypadkowych ludzi to nikogo bym nie zabił. I co bym wtedy robił? Jak bym pracował?
Codziennie nurtują mnie te pytania. Jednak lubię swoją pracę.
Rozmyślenia przerwał mi Mike, który najwidoczniej wykonał już swoją robotę.
-Masz to o co Cię prosiłem?
-Jasne stary za kogo ty mnie masz.-wręczył mi dużą kopertę.
W środku była masa zdjęć jakiejś dziewczyny. Jak przeczytałem na jej świadectwie "Megan Collins" siostra mojego wroga, a córka mordercy mojego ojca.
-Niezła laska co?- poklepał mnie po plecach Mike.
-Nie jest zła, ale i tak zostanie zabita.
Wyjąłem na stół całą zawartość koperty. Było tam wszystko. Najwidoczniej Mike włamał się do szkolnej bazy danych. Okazało się, że jest uczennicą ostatniej klasy Millenium High School.
Według jej ocen nie jest najlepszą uczennicą. Na jednym z jej dokumentów pisze, że jej rodzice zmarli. Więc urywają ten fakt, że ich ojciec jest w więzieniu. 
-To jaki mamy plan?
-Wiem! Jeden z nas zapiszę się do tej szkoły i do jej klasy. Będzie miał na nią oko. Jak zyska jej zaufanie to wywieziemy ją gdzieś i upewnimy się żeby i Max tam był. Wtedy zabijemy obojga.
-Ale kto..?
-A kto jest chętny?-nikt się nie odezwał.
-Słuchaj Justin chyba wszyscy wiemy, że jesteś tu najmłodszy i tylko tobie udało by się sprawiać wrażenie ucznia.
-Kurwa. Sam władowałem się w takie bagno!?-jęknąłem.
-Nie musisz tego robić.-powiedział Beau.
Ja pierdole. Ja Justin Drew Bieber mam zadawać się z jakimiś chujami, którzy nawet nie odważyliby się mnie zaczepić na ulicy.
Ich pierwszą reakcją będzie na pewno"Ile razy on nie zdał?"
"Na pewno był w więzieniu." " Myślicie, że kogoś zabił".
Nie musiałem chodzić do szkoły od 15 roku życia.
Szczerze to ostatnie o czym marzę to chodzenie do tego pieprzonego liceum, ale czego się nie robi dla swojej ofiary....?
-Zrobię to, ale będą ginąć w męczarniach.
                                                       --------------------------------
 @AskTheSmile
czytam=komentuje

sobota, 25 maja 2013

3. Zemsta.

Max's Pov

  Na szczęście policja nie złapała naszego śladu. Megan chyba by nie przeżyła tego, że jej cała rodzina siedzi w pierdlu. Wróciliśmy do domu bez żadnych trwałych uszkodzeń. Od razu zmyłem z twarzy krew. Na szczęście ten cham nie złamał mi nosa. Ten ich cały gang to porażka.
 Są tacy pojebani. Myśleli, że mogą nas unicestwić. Jedyne co mogą to czyścić nam buty.
Jednak z Bieber'em w pewnym sensie łączy mnie przeszłość. Kieruje się zemstą. Chce pomścić swojego ojca. Tak łatwo nie odpuści. 
Pewnie zastanawiacie się za co chce się mścić? A więc tak....
Ojciec Biebera-Tom zabił moją matkę, ale to nie koniec. Tak naprawdę to wszystko nie zakończyło się ucieczką Tom'a Biebera i wsadzeniem do pierdla mojego ojca "za nic". To jest jedynie kit, który udało mi się wcisnąć Megan. Nie chciałem żeby znała prawdę i nadal tego nie chcę ponieważ rzeczywistość jest o wiele gorsza.
Prawda jest taka, że ojciec nie dał mu uciec. Zabrał od niego broń i bez skrupułów przykładając mu do głowy pistolet wymierzył 5 strzałów. Zanim się obejrzał on już nie żył. Jednak nie zdążył uciec gdyż policja już otoczyła magazyny.
Moja siostra by się załamała jakby dowiedziała się, że jej własny ojciec siedzi za morderstwo.
Gdybym powiedział jej to od razu...Co ja pieprze? Ona była dzieckiem! Była nic nie świadomym bachorem! Jednego dnia straciła oboje rodziców. Dobrze, że chociaż ma mnie i zawsze może na mnie liczyć.
-Wszystko dobrze stary?-podszedł do mnie Jacob.
-A co miałoby się stać?
-Nie zabiliśmy go. Nam nic nie zrobi, ale co jeśli...-nie musiał kończyć doskonale wiedziałem o co mu chodzi.
-Nie odważy się! Jak tylko ją tknie to zajebie go na śmierć! Jakieś tam posrane Devano nie ma prawa się nawet do niej zbliżać!- nie wytrzymałem wstałem i z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę.
-Spokój Max! Opanuj się. Za chwilę do domu powinna wrócić Megan chyba nie chcesz żeby zobaczyła cie w takim stanie.- kurwa on zawsze wiedział co powiedzieć żeby mnie uspokoić.- Nie masz o co się martwić.  Bieber i ten jego cały gang Devano nie ma z nami szans. Jesteśmy Nixon do cholery czy nie?!
-Już się opanowuje. W końcu nikt nigdy nas nie pokonał. Myślisz, że powinienem powiedzieć o wszystkim Megan? Może by na siebie uważała.
-Myślę, że nie powinieneś jej nic mówić. Po co niepotrzebnie ją denerwować? Ale zrobisz jak zechcesz.
-Racja. Nic jej nie powiem.

Megan's Pov

Szłam do domu myśląc nad tym dlaczego to ja mam takie pojebane życie. Nie mam przyjaciół. Mam tylko brata i cały gang starszych ode mnie mężczyzn, na których zawsze mogę polegać. Może to jest właśnie przyjaźń? 
Trochę szkoda, że Anne wystraszyła się tego kim jestem, a raczej tego kim jest mój brat. 
Swoim zachowaniem zdecydowanie zepsuła mi cały dzień, który i tak już był do dupy.
Jak to mówią dzień pełen wrażeń. Jeszcze by tu tylko brakowało jakiegoś psychopaty goniącego mnie z siekierą całą drogę do domu.
W końcu było widać już mój dom. Przyśpieszyłam tępo by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i w końcu odpocząć.
 Kiedy weszłam na kanapie ujrzałam Max'a z Tom'em. Gdy tylko zorientowali się, że wróciłam przerwali rozmowę. Dziwnie się czułam. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywali, ale uznałam, że nie będę upierdliwa i nie będę ich o to wypytywała.
-Cześć chłopcy. Jak minął wam dzień?-spytałam wiedząc, że i tak mnie okłamią.
-Nic takiego. Siedzieliśmy cały dzień w domu.-odpowiedział mi Max.
-Aha. Rozumiem.
-A co tam w szkole? Dlaczego musiałaś zostać po lekcjach?
-Było beznadziejnie. Ta kurwa z religii życzyła śmierci ludziom, którzy siedzą w więzieniu. Nie wytrzymałam od razu pomyślałam o niewinnym ojcu za kratami i wygarnęłam jej wszystko co o niej myślę.
Max poklepał miejsce na kanapie obok niego dając mi znak żebym usiadła. Po chwili zajęłam miejsce koło niego, a on objął mnie ramieniem. Coś było nie tak.
-Max? Wszystko w porządku? Jesteś jakiś nie obecny.
-Tak wszystko dobrze. Tylko zdenerwowałem się na tą sukę. 
-Zająć się nią?-wtrącił się Jacob rozluźniając atmosferę.
-Haha. Dziękuję, ale już ktoś się nią "zajął".-mimowolnie się zaśmiałam.-Jestem taka zmęczona. Chyba pójdę się położyć.
-Tylko odrób lekcje!-krzyknął Max po czy wszyscy się zaśmieliśmy.
-Jasne braciszku.- odpowiedziałam i szybko pobiegłam na górę do swojego pokoju.
Mam odrobić lekcje? Dobry żart.
Po co marnować czas na naukę jak można się położyć i zasnąć.

Justin's Pov

 Wróciliśmy do domu. Niestety nie byliśmy tak zadowoleni jakbyśmy tego chcieli. Max przez te lata się zmienił i dorósł. Przez to jeszcze ciężej będzie mi go pokonać. Nie poddam się zabiję go za wszelką cenę. Pomszczę ojca.
Nasi ojcowie byli wrogami i my nimi jesteśmy. Taka tradycja. Chyba nic tego nie zmieni.
Tylko jak go podejść? Jak sprawić, że będzie cierpiał tak samo jak ja cierpiałem kiedy został odebrany mi ojciec. Byłem sam. Nie miałem już nikogo. Wtedy zacząłem sprzedawać narkotyki. Po pewnym czasie sam się od tego gówna uzależniłem, ale wtedy poznałem chłopców.
Uwolnili mnie od marihuany raz na zawszę. Zawdzięczam im wszystko. Nawet życie.
Po pewnym czasie stałem się ich przywódcą. Teraz to mnie się słuchają. 
Zastępują moją rodzinę, której nie mam przez Collinsa.
-Nad czym się zastanawiasz?-powiedział nagle Beau. Reszta siedziała i się tylko przyglądała.
-Jak by wpierdolić do grobu tego chuja. Musi wiedzieć, że to my Devano jesteśmy najlepsi.
-Czuję Bieber, że tu nie chodzi tylko o rywalizację. Czy jest coś o czym nam nie mówisz?
-Nie. Nic nie ukrywam.
-Nas nie oszukasz. Mów! Nie zachowuj się jak laska z okresem.
-Odpierdol się lepiej Beau chyba, że chcesz być następny po Max'ie.
-Spokojnie. Powiedz nam tylko o co chodzi. Musimy to wiedzieć chcąc móc lepiej obić mu ryj.
-Zabijając go pomszczę ojca.-mruknąłem, a ich spojrzenia skupiły się na mojej osobie.
-Ojca..?
-Tak kurwa ojca. Myślałeś, że urodziłem się na ulicy jakoś tak sam z siebie. Ma...miałem ojca.
Został zamordowany przez ojca tego skurwysyna. 
-Nie wiedzieliśmy...
-Wiem to! 
-To gdzie jest jego..-nie dałem mu dokończyć.
-Siedzi w pierdlu. Normalnie bym zabił go, ale jak on zginie za kratami to muszę zabić jego syna. 
Jak będziemy mieli szanse go zabić to możliwe, że to będzie jedyna i kolejnej nie dostaniemy.
Plan musi być nie zawodny. Już wiem!
-I co wymyśliłeś już coś?
-Tak... Czy on przypadkiem nie ma siostry?-uniosłem lekko kąciki swoich ust.
-Co masz zamiar zrobić?
-Mike, masz dowiedzieć się o niej wszystkiego. Zaczynając od imienia, a kończąc na tym jakiego ma koloru stanik. Zrozumiano?-popatrzyłem na chłopaka który znacząco pokiwał głową.
-Mam ją obserwować?
-Masz mieć na nią oko 24 godziny na dobę. Najlepiej jakbyś włamał się do bazy danych. Później pomyślimy co dalej.
-------------------------
@AskTheSmile
czytam=komentuje



środa, 22 maja 2013

2. "To dopiero początek".

Max's Pov

-Bieber, Bieber. Ten sam naiwny co przed laty. Myślałem, że znudziło Ci się planowanie mojego morderstwa.
-Skończę jak już będziesz martwy.
-Więc nadal Ci nie przeszło? Wciąż obwiniasz mojego ojca o śmierć twojego?! Jesteś popierdolony.
-Ciekawe czy jak już będziesz leżeć na ziemi błagając o oszczędzenie to nadal będziesz myśleć, że jestem popierdolony.
-Wyobrażasz sobie coś co nigdy nie nastąpi.-niczego nie świadomy zacisnąłem pięści. Byłem gotowy by go zniszczyć.
-Jesteś bardzo odważny. Ciekawe czy twoja siostra też taka jest.-zaśmiał się szyderczo.
-Od mojej siostry to ty się odpierdol idioto! - wymierzyłem pierwszy cios w jego szczękę. Już po chwili uderzył swoją pięścią w mój nos, z którego błyskawicznie zaczęła spływać krew.
Czas skończyć tą bezsensowną zabawę. Żelaznym uściskiem chwyciłem jego szyję dzięki czemu był nie zdolny do obrony.  Z całej siły przypierdoliłem mu kolanem w brzuch.
Przycisnął rękami uderzone miejsce i powoli zsunął się na ziemię. Nie miałem litości. Nie po tym jak wspomniał o Megan. Nie mogłem ryzykować, że daruję mu życie, a następnego dnia zobaczę siostrę martwą.
Obiecałem ojcu, że zrobię wszystko by była bezpieczna i mam zamiar dotrzymać danego słowa.
Nim się obejrzałem do bójki wkroczyli chłopcy. Wszyscy wzajemnie zaczęli okładać się pięściami. Jednak Justina zostawili tylko dla mnie. Wiedzieli, że mamy wspólną przeszłość, do której nie mam zamiary już nigdy wracać.
Patrzyłem na niego z góry gdyż ten nadal leżał na ziemi. Nie sądziłem, że zdołam go tak szybko pokonać. Moje podejrzenia zdały się być trafne. Zanim zdążyłem się obejrzeć stał już na nogach. Zdawał się być w ogóle nie poobijany mimo moich silnych ciosów. 
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jego ręka zwinnym ruchem powędrowała pod skórzaną kurtkę ukazując pistolet. Wymierzył go we mnie. Czułem, że to już koniec. Kompletnie zapomniałem o mojej obstawie.
Tom i Andrew w mgnieniu oka pojawili się za jego plecami. Wystrzelili jeden nabój w niebo żeby reszta gangu zebrała się u mojego boku. Wszyscy przerwali okładanie się pięściami i przyłączyli się do mnie zostawiając zwijających się z bólu wrogów. 
-I tak Cię zabiję, ale zanim to zrobię to chcę wiedzieć jeszcze jedno. Naprawdę myślałeś, że z nami wygrasz?-szeroko się uśmiechnąłem.
-To jeszcze nie koniec. To dopiero początek Collins.
Wymierzyłem broń w jego głowę szykując się już do strzału.
-Zgnij w piekle.
Miałem już strzelać kiedy powstrzymał mnie Jacob.
-Co kurwa ?
-Słuchaj....
Na chwilę zamilkłem. Długo nie musiałem czekać by usłyszeć syreny zbliżających się radiowozów.
Musieli usłyszeć strzał z pistoletu Tom'a.
-Kurwa gliny tu jadą. Zmywamy się chłopcy. A z tobą to się jeszcze policzę Bieber.
Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. Wsadziliśmy broń do bagażnika i z piskiem opon ruszyliśmy w stronę domu.
Tak samo uczynił Justin ze swoim "gangiem". Nikt z nas nie chciał ryzykować. Jakbym go tam zastrzelił, poszedł bym siedzieć. Muszę go zabić, ale do pierdla nie pójdę. Nie podzielę losu ojca.

Megan's Pov

Zanim wróciłam do klasy zdążył zadzwonić dzwonek. Całę szczęście bo nie miałam zamiaru spędzić ani chwili dłużej z tą jebaną suką. Przez nią muszę zostać po lekcjach i marnować swój cenny czas w tej budzie.
Ciekawe co tam u Max'a i u chłopców. Może i jestem nad opiekuńcza, ale cholernie się o nich martwię.
***
Nareszcie skończyła się ostatnia lekcja. Nie mam z czego się cieszyć jeszcze jedna godzina kozy. 
-Panno Collins mogłaby pani zdjąć i zwinąć mapę?-zapytał pan Fox kiedy miałam już wyjść z klasy.
-Ale dlaczego ja?!-powiedziałam z wyczuwalnym w głosie bulwersem.
-Ponieważ słyszałem, że zostaje panna po lekcjach i jak pani widzi to została ostatnia w klasie.Więc jak nie ty to kto?
-No nie wiem może pan?
-Dość gadania. Zajmiesz się tym czy nie?
-Dobra niech już panu będzie.-wywróciłam oczami. Na twarzy Fox'a było widać satysfakcję.
-Dziękuję. Do widzenia.-powiedział i wyszedł z klasy zamykając za sobą drzwi, które po chwili znów się otworzyły.
Stanęła w nich zgrabna i wysoka blondynka. Była szeroko uśmiechnięta, aż buchało od niej pozytywizmem. 
Usiadła w jednej z ławek uważnie mi się przypatrując.
-Masz jakiś problem?-odwróciłam się i spojrzałam jej prosto w oczy. Najwidoczniej powiedziałam to za bardzo złośliwie gdyż dziewczyna szybko odwróciła wzrok.
-Wszystko w porządku przyszłam ponieważ zostaję dziś po lekcjach a, że zobaczyłam, że klasa jest otwarta to weszłam. Myślałam, że można.
-Można. Siedź. Nie musisz wychodzić.
-Dzięki. Może Ci pomóc?-wskazała na mapę.
-Poradzę sobie.-powiedziałam i zgrabnym ruchem zwinęłam mapę żeby po chwili wsadzić ją na jej miejsce.
-Ty też zostajesz po lekcjach?
-Niestety tak.
Zajęłam miejsce obok nowo poznanej dziewczyny. Obie czekałyśmy, aż jakiś nauczyciel, który dziś miał się zajmować "trudną młodzieżą" zaszczyci nas swoją obecnością.
-To za co tutaj jesteś?-zapytałam.
-Przykleiłam Smith do krzesła super mocnym klejem, który zamiast przykleić jej spodnie do krzesła to przykleił jej dupę do spodni. Jest właśnie w szpitalu na operacji.
-Żartujesz co nie?-z trudem powstrzymywałam śmiech.
-Nie, nie żartuje.
-Hahahahahahahahahahahaha-wybuchłam-jesteś świetna hahahahaha już Cię lubię.
-Haha. A ty za co siedzisz?
-Życzyłam jej śmierci na lekcji.
-To obie nie należymy do jej fanek. Obie tu jesteśmy z powodu tej suki.-powiedziała oschle.
-Gdybym mogła to bym jej..-przerwał mi wchodzący do klasy pedagog.
Wprawdzie ulżyło mi, że to on będzie się nami opiekował w kozie. Zawsze mogło być gorzej.
Dobrze, że mam z głowy Smith na najbliższy tydzień. Mam nadzieję, że tak szybko jej nie odczepią tych spodni.
 ***
Pedagog mówił coś o tym, że poszczególne nasze zachowania są skutkiem buntu i takie tam pierdoły.
Oprócz mnie i Anne w kozie było jeszcze kilkoro uczniów. Inni nie mieli odwagi ze mną rozmawiać. Zdziwiłam się jak pierwszy raz do mnie zagadała. Nie sądziłam, że ktokolwiek jest do tego zdolny.
Po chwili dobiegła 16:00, a my mogliśmy już opuścić szkołę. Odetchnęłam i ruszyłam do drzwi, a razem ze mną Anne. 
-Przepraszam, ale się nie przedstawiłam. Jestem Anne Black, a ty ?-zapytała popijając wodę.
-Megan Collins.-po tych słowach zakrztusiła się napojem.
O co jej chodziło? No tak jestem Collins! Siostra tego Max'a Collinsa -kryminalisty. To robi się z czasem uciążliwe, że nie posiadam właściwie żadnego towarzystwa.
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku, ale zapomniałam, że mam coś do załatwienia. Muszę lecieć do zobaczenia-uśmiechnęła się słabo i szybko pobiegła w przeciwną stronę.
Nie kryłam zażenowania.
Nie myśląc o tym jak mój brat marnuje mi życie ruszyłam pieszo w stronę domu, mając nadzieję, że spotkam w nich resztę domowników ŻYWYCH.
------------------
@AskTheSmile
 czytam=komentuje

czwartek, 16 maja 2013

1. "Zabawę czas zacząć".

Justin nie jest tutaj sławny ...

Megan's Pov

Kolejny dzień, a co to oznacza ? No jasne muszę iść do szkoły. Popierdolone miejsce z jeszcze bardziej popierdolonymi ludźmi . Ironia .
Niechętnie z czołgałam się z miękkiego łózka i zaczęłam przygotowania . 
Kiedy miałam wychodzić przez drzwi usłyszałam urywek czyjejś rozmowy.Znajomy mi głos należał do nikogo innego jak do Max'a. Lecz to nie była przyjacielska rozmowa.Był wściekły.Nie wiem czy na Marco-jednego z nich-czy może na kogoś innego . 
-Oni "polują" na naszym terenie. Nie możemy im kurwa tego darować. Rozprawimy się z nimi raz na zawsze.-to jedyne co usłyszałam z ich "rozmowy", jeśli rozmową można nazwać porozumiewanie się przez krzyki.Postanowiłam, że nie będę mieszała się w ich sprawy . Nie chce wywoływać u Max'a dodatkowej agresji .Wszystko skończyłoby się na nikomu nie potrzebnej kłótni, która w naszym przypadku trwa więcej niż kilka dni . 
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 07:50 . Szybko zbiegłam po schodach zgrabnie omijając wszystkie przeszkody .
-Idziesz do szkoły ? No to ugh bądź grzeczna .-zaśmiał się,a ja razem z nim.
-Tak jest! W końcu świecisz mi przykładem braciszku.-znów się zaśmieliśmy.
-Łap bo jeszcze mi tam zemdlejesz.-rzucił mi jabłko i ruszył w przeciwnym do mnie kierunku.
Wzruszyłam ramionami i popędziłam na autobus, który już na mnie czekał. Kierowca posłał mi pełne złości spojrzenie.Najwidoczniej spóźniłam się więcej niż to miałam w zwyczaju.
Zignorowałam go i zajęłam swoje miejsce. Z dala od innych pasażerów.
Zajęta wpatrywaniem się w szybę nie zauważyłam kiedy autobus dojechał na parking.
Już po chwili znajdowałam się w centrum "dżungli ". Na pierwszej lekcji miałam religię. No tak nie ma nic lepszego na rozruszanie się niż religia -sarkazm jest tu wyczuwalny na 69 kilometrów.
Wyjęłam z szafki książkę i ruszyłam w stronę sali numer 4. Całe szczęście się nie spóźniłam. Nie miałam najmniejszej ochoty słuchać jej paplania o tym jaka nie jestem.
Zajęłam miejsce w ławce . Przez kolejne minuty robiłam wszystko żeby nie zasnąć.
Temat brzmiał "Jak czyny z ziemi wpływają na nasze życie po śmierci".
Skupiłam się na swoim ołówku na religii w porównaniu do lekcji wydawał się być taki interesujący.
Nie zwracałam uwagi na lekcję do czasu kiedy usłyszałam to nieszczęsne słowo "więzienie".
Wzdrygnęłam się jakbym została porażona prądem.Pani nie zważając na mnie dalej kontynuowała.
-Ludzie, którzy trafiają do więzienia popełniają nie wybaczalne zbrodnie. Zazwyczaj ludzie dostają przebaczenie od Boga w sądzie ostatecznym ale moim zdaniem tacy ludzie powinny być karani śmiercią lub przy najmniej iść do piekła.Są zakałą społeczeństwa.
W tamtym momencie się we mnie gotowało. Rozum mówił mi, że mam się opanować ale w tamtym momencie nie potrafiłam tego zrobić.
-A kogo tu kurwa obchodzi pani zdanie?! Sądzę, że jest pani tutaj do jasnej cholery żeby nam przekazać jakąś wiedzę, a nie wyrażać swoje pieprzone zdanie.Niektórzy więźniowie są niewinni, a pani tu pieprzy o tym żeby ich zabić?! Jedyną osobą, która nie zasłużyła na to by żyć jest pani.

Wiedziałam, że z mojego monologu wynikną konsekwencje ale miałam to głęboko w dupie. Obchodziło mnie tylko to żeby chodź przez chwilę poczuła się jak nic nie warta szmata. 
Cała klasa wbijała we mnie swoje spojrzenia .Nikt z nich nie wiedział, że mój tata jest w więzieniu .Myślą,że on nie żyję.
Kobieta, którą przed chwilą obraziłam stała jak zamurowana.
Gwałtownie się ruszyła wskazując ręką na drzwi żebym wyszła.
-Do dyrektora marsz ! Tak to tu nie będzie młoda damo .-wstałam po czym wręczyła mi kartkę z napisem "Megan Collins używa wulgarnych słów, obraża nauczycieli.". Miałam zamiar wybuchnąć śmiechem kiedy to przeczytałam ale spróbowałam się kontrolować.
Wyszłam z klasy kierując się do gabinetu dyrektora . Z kartki, którą mi wręczyła uformowałam kulkę, którą zgrabnym ruchem wrzuciłam do pierwszego napotkanego kosza.
Już po chwili stałam przed salą nr 1 z wygrawerowanym na tabliczce napisem " Gabinet dyrektora".
Zapukałam i wparowałam do środka.
-Dzień dobry panno Collins. 
-Witaj Bob-spojrzał na mnie z niesmakiem-dyrektorze Walker.-poprawiłam się.
-Tak lepiej.To co cię do mnie sprowadza?
-Przyszłam panu powiedzieć, że pani Smith ma najwidoczniej okres .
-Megan, Megan. Bez żartów o co chodzi tym razem ?-zapytał zniecierpliwiony.
-Po prostu powinna pomyśleć zanim coś powie.Powiedziała coś co mnie uraziło, a ja jej powiedziałam to co o tym myślę używając troszeeeczke ostrzejszych słów niż powinnam.
-Niestety ale jestem zmuszony wezwać twoich r...-przerwał. On też nic nie wiedział o tym, że mój ojciec żyję.
-Jeśli pan chce wezwać mojego brata . To nie ma problemu . On chętnie tutaj wpadnie i pogada sobie z panią Smith z resztą jak pan zechce to poświęci trochę swojego czasu i dla pana.-powiedziałam, a na jego twarzy natychmiast było widać zdenerwowanie. Bał się. Cholernie się bał.
Po całym mieście, aż huczało od plotek na temat Max'a.Większość z nich była prawdziwa ale no cóż nie było dowodów.
-Nie! Nie ! Niech twój brat lepiej nie fatyguję się do szkoły. Masz 2 go-popatrzył na mnie -1 godzinę  kozy.Dzisiaj zostajesz po lekcjach.
Mruknęłam z niezadowolenia i wyszłam z sali.
Po chwili w kieszeni poczułam wibrację. Popatrzyłam na wyświetlacz. To dzwonił Max.
-Tak Max po co dzwonisz ?
-O której dzisiaj kończysz ?
-Dzisiaj o 16;00 muszę zostać godzinę po lekcjach.
-To dobrze.-najwidoczniej nie zainteresowało go co znowu zrobiłam.
-A co ? Wszystko w porządku ?
-Nie po prostu mam jedną sprawę do załatwienia i nie chce żebyś była sama w domu.Dobrze, że wrócisz później przynajmniej nie będę się martwił.Muszę już kończyć.
Rozłączył się . 
Mogłam tylko się domyślać, że ta dzisiejsza rozmowa, którą udało mi się usłyszeć ma związek z tą sprawą. Poradzi sobie .Nie ma co się o niego martwić.

Max's Pov

Dobrze, że chociaż młoda jest bezpieczna. Dość tego. Tolerowaliśmy to, że w mieście jest wiele gangów, które nas tylko pogrążają ale nie będziemy tolerować intruzów na naszej ziemi.
Przychodzę sobie do domu jak nigdy nic, a w drzwiach siedzi ukryty list.

Drogi Nixon

Słyszeliśmy, że jesteście w tym mieście najlepsi.Najwidoczniej ludzie nie dostrzegli naszych"czynów". Zmierzmy się. Dobrze czasem zrzucić ze szczytu na sam dół inny gang.

Jutro godzina 14:00 na terenie lasu znajdującego się 30 km od miasta. 
Bądźcie jeśli nie boicie się przegranej. 
 Xx

Co to za chuje ?! Nie wiedzą w co się pakują. Zadarli z nami więc zginą.
Chłopcy mówili mi, że to prowokacja lecz sami też chcą im pourywać głowy.
Z nami nie wygrają.
Wszyscy zastanawialiśmy się nad strategią. Wszyscy byli pogrążeni w rozmyśleniach .Nikt nie chciał palnąć czegoś nieprzemyślanego po czym ktoś mógłby stracić życie.
-To jaki mamy plan?-powiedział Marco.
-Myślę, że pojedziemy tam i damy im porządną lekcję.
-Co masz na myśli?-zapytał mnie Tony.
-Każdy z nas weźmie swoją broń. Ja, Marco, Jacob, Cody i Joseph pójdziemy na pierwszy ogień. Właściwie to mają myśleć, że tylu nas jest.Tony i Andrew pójdą od tyłu. Będą nas ubezpieczać, a jakby co to wkroczycie do akcji. Zrozumiano?
Wszyscy pokiwali głowami dając mi znak, że się zgadzają.
-Świetny plan!-poklepał mnie po plecach Jacob.
-To co zbieramy się . Mamy mało czasu.
  
~~*~~
Zanim się obejrzałem byliśmy już na miejscu.Wyjęliśmy broń z bagażnika i ukryliśmy ją sobie w odzieży.
-To co chłopcy zabawę czas zacząć.
Tom i Andrew jak na rozkaz ruszyli w las by móc ich zaskoczyć.
Podeszliśmy dalej gdzie naszym oczom ukazał się gang, który wyzwał nas na pojedynek.
Byliśmy już tak blisko, że niemal stykaliśmy się klatami.
Facet z którym mierzyłem się nawzajem wzrokiem był wysokim brunetem o brązowych oczach. Był równie umięśniony co ja .W tamtym momencie mi się coś przypomniało.Tak właśnie, ja go już gdzieś spotkałem. Ale gdzie ?! Kim on jest....
-Bieber.-przypomniało mi się. Zacisnąłem pięści jak tylko najmocniej umiałem.
-Witaj Max . Myślałem, że już się nigdy nie zobaczymy.-uśmiechnął się wyłaniając szereg białych zębów.
-Kurwa i ty masz czelność mi się pokazywać na oczy.
  ------------------------------------------------
                                                                    @AskTheSmile
                                                             czytam=komentuje


niedziela, 12 maja 2013

Prolog

 Opowiadanie zawiera wulgaryzmy i słowa ,które powinniście omijać (wiem ,że i tak tego nie zrobicie).

Zabawne. Ludzie, których codziennie mijam myślą, że mają do czynienia z normalną nastolatką z normalnymi problemami. Nie wiedzą jak bardzo się mylą. Nie jestem dziewczyną za jaka jestem postrzegana. Jestem kimś gorszym. Jestem zwykłą szują.

Jeśli kogoś zadziwiłam tym spostrzeżeniem to nic dziwnego w końcu mieszkam z seryjnym mordercą, a właściwie to z całym gangiem znanym jako Nixon.
Zajmują się głównie rywalizacją. Z tego co jest mi wiadomo są najlepsi w swoim fachu. Jeszcze nikt ich nigdy nie pokonał. Każdy kto z nimi zadarł w końcu ginął. Nie było śladów więc i nie było dochodzenia. Po prostu zapadał się pod ziemię, ale ja znam prawdę i nie jest ona taka różowa. Oni naprawdę się na tym znają. Mój brat Max  jest ich przedstawicielem . Może i jest kryminalistą, a ja mieszkam z seryjnymi mordercami, ale wiem, że z nimi mi nic nie grozi. Gdyby, ktokolwiek z nich podniósł na mnie rękę mój brat natychmiast by go unicestwił jak wszystkie pozostałe ofiary.
Nie mam przyjaciół. Nie mogę ich mieć. Nikt nie zasługuję na to by być wplątany w te cholerne życie. Życie mordercy.
Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłam. Chłopcy nie chętnie mieszają mnie w swoje interesy. Nie chcą by i mi groziło niebezpieczeństwo. W końcu w okolicy jest całe mnóstwo mniejszych gangów, które nie mogą się z nimi równać. Chłopcy oddzielnie by sobie z nimi poradzili, ale ja nie dlatego też trzymają mnie jak najdalej od interesów.
Czasem im się to nie udaje. Czasem sami mnie proszą o pomoc. Ale nigdy to nie ja mam być osobą, która ciągnie za spust, ciągle błagającej o oszczędzenie osoby. W tej robocie trzeba być silnym. Nie można ulegać innym. Słabość zaprowadzi cię na dno.
Za każdym razem kiedy wyruszają na "wojnę" czekam na nich z nadzieją, że wrócą. Nie powinnam się o nich martwić, wiem, że sobie poradzą...zawsze sobie radzą. Lecz gdy ich nie ma koło mnie czuję strach.
Wrogowie Max'a wiedzą, że ma siostrę- mnie .Wiedzą gdzie mieszkamy i najprawdopodobniej wiedzą kiedy jestem sama w domu . To, że jeszcze żyję świadczy o tym, że wszyscy boją się pomsty po mnie. Cały gang nie byłby usatysfakcjonowany łagodną śmiercią mojego mordercy. Ginąłby w katuszach.
Mój brat, a ja razem z nim siedzimy w tym bagnie już od 4 lat. Życie bez tego było by nudne.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od zamknięcia ojca w więzieniu po tym jak chciał pomścić moją zmarłą mamę. Nie zginęła śmiercią naturalną. Została zamordowana na oczach mojego ojca przez jego największego wroga. Niejakiego Tom'a Biebera.
Morderca nie miał skrupułów .


Biegłem po magazynie szukając Mady. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Otwierałem kolejno każde pomieszczenie by dostrzec swoją żoną. Nie wiedziałem co się dzieje . Lecz czułem ,że grozi jej niebezpieczeństwo. Nagle usłyszałem wołanie o pomoc. Znałem ten głos .Ten sam z którego zawsze słyszałem "Kocham Cię. Przy tobie czuję się bezpieczna ". Nie była.
Biegłem kierując się coraz głośniejszym wołaniem. To tu. Znalazłem ją. Stała przy ścianie magazynu. Trzęsła się ze strachu. Na przeciwko niej stał on. Mój największy wróg. W dłoni miał wycelowaną broń.
-Myślałem, że zajmie ci to trochę mniej czasu Ben.-parsknął śmiechem.
-Pieprz się Tom. 
-Najwidoczniej nie zależy ci tak bardzo na twojej suce. Pożegnaj się z nią. 
Chwilę później pociągnął za spust. Po magazynie rozbrzmiał  huk wystrzelonego pocisku.
Trafił. Mady upadła na ziemię, a wokół niej coraz bardziej poszerzała się kałuża krwi. Byłem w szoku .
Tak bardzo, że nie zauważyłem kiedy ten skurwysyn uciekł. Sam pobiegłem do ukochanej. Chwyciłem ją za rękę którą pocałowałem i mocno przycisnąłem do serca.
-Nie opuszczaj nie! Proszę! Kocham Cię! To wszystko moja wina przepraszam, że cię nie obroniłem!
-Kocham Cię. Opiekuj się dziećmi. Do zobaczenia w lepszym świecie skarbie.-zamknęła oczy. Ogarnął mnie ból .
-Nie umieraj.-wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek. Nie kontrolowałem tego. Łzy zaczęły spływać mi  po policzku.
-Stój! Ręce do góry! -usłyszałem odgłosy zza moich pleców. To była policja .

Oskarżyli mojego ojca o zabójstwo matki. Policja w naszym kraju jest beznadziejna. Mój tata jest niewinny, ale nic nie miał na swoją obronę. Tak opowiadał mi mój brat, który mógł odwiedzać go w wiezieniu. Ja nie mogłam. Max mi tego zakazał. Ale dlaczego? W końcu ojciec był niewinny!
Tak straciłam oboje rodziców. Został mi tylko brat, który wychowywał mnie od małego . 
"Jaki ojciec taki syn " to przysłowie doskonale opisuje zawód ich obojga.
Patologiczna rodzina.

---------------------------------------
@AskTheSmile
czytam=komentuje